No i (tu nuta histerii : whradla sie do jej glosu) — ani ty, ani méj maz nie mo- secie mnie uwazac za odpowiedzialng 2a moje sny, Wiesz jak to jest — jak éni sie nieraz roézne niemadre rzeczy...” “Tak, wiem. Snimy, na przyklad, o rzeczach, ktérych pragniemy, ale ktére nie smiemy robié na jawie z réinych przyczyn... giéwnie dla tego, ze boimy | sie byé przyiapanymi.” Reka Stelli trzymajaca kwiaty zaci- sneta sie na ich dlugich lodygach, Przez ehwile milcezata. Potem powiedziala: “Ken — nieraz mySlalam, ze w tobie jest dwéch réznych ludzi: jeden dobry |; tolerancyjny, drugi egoistycany i bru- talny. Ale dawniej ten pierwszy hamo- | sie, Ze mozesz sie wplataé w jakas nie- {mila historie: ‘Wiec tada bylam, edy sie Zapadio zenujace milezenie. Po chwi- li Ken powiedzial: “Tak bytem_ zajety Sama powiedziataé, ze wszystko tu jest widziane ... i donoszone, Gdzie trzeba ‘i nie trzeba. I tak juz siedziatem tu z ‘toba zbyt dlugo. Zegnaj, Stelle. I badz pewna,. twoje postepki... obecne i. dawne.” pragnieniem zranienia ciebie, ze ‘nie przyszio mi nawet na myél zapytaé — co wiasciwie robisz w Bamako?” “M6j maz bierze udzial w dorocznych ‘obradach naczelnikow okregu,. Wiee przyjechalam z nim, by ‘wpasé w wir towarzyskiego zycia’ tutejszych kilkuset | bialych”’, Ken skinat glowa potakujaco, “Tak, zycie tam, w Ganda, musi bye dla cie- bie viekielnie nudne.” Stella rzucita mu ukosne spojrzenie, jak gdyby pragnac sie przekonaé, czy nie byt to sarkazm. Sadzae jednak 2 wy-| _BY0 Je] niu. Wysztla ona do biura jeszcze zanim Ken byt catkowicie ubrany. Usiadt przy razu jego twarzy, mdwil to szczerze. wal drugiego. Zdaje sie, ze teraz, po|Przez chwile zbierala odwage, wreszcie prawie dwoch latach twego pobytu. w powiedziala: “Ken —- zrozum mnie na- Afryce, w tym brutalnym kraju ~ Tole lezycie. To co powiem nie jest :dyktowa- | ga odwrocone.” Zamilkla na chwile i do-| dala 2 rezygnacia w glosie: “Jevzeli tak jest w istocie —- moze nawet lepiej, ze rzeczy... gdy chodzi o nas — tak sie ulo-| « dyly. 3 Gniew i uraza Kena zniknely, Poru- . gayt sie nerwowo na lawce. “Bylem niezlym chtopem... ‘az do tej praeklete] wojny. CoS sie wéwezas we mnie zmienito.. zalamato. Oczywiécie nie we mnie tylko, Po latach nauki mordo- wania.. a pégniej} stosowania te] nauki . w praktyce — trudno jest wrécié z tej | rzezi takim samym jakim sie bylo przed- » dzien.. nie wiedzge czy ten dzien nie cajac uwagi na takie ‘drobnostki’ jak powszechnie przyjete, zasady etycane.... ~ lub czyjes uezucia. A potem, gdy sie. : Wroci — trudno jest hamowaé brutalna ‘ezesé swoje] natury. Naiury kaidego egowieka, Szezegélnie tu, w Afryce. Mialag racje pod tym wzglederm — to jest brutalny kraj...” Stella polozyia na chwile swa dion aa Toke Kena, zacisnieta na krawedzi awki |. tem. Gdy sie zylo pare lat z dnia na| bywaé z tego dnia co sie da. Nie zwra-| ne ani zazdroscig ani checiq odpiacenia tobie za przykros¢ jaka mi sprawiles..” | Ken zwrécil sie szybko ku -niej. Ry-| sy jego twarzy, odprezone przed chwila, }zndw napiely sie nowym skurezem, “Tak Co cheesz powiledzieé?” “aycie jakie pedzisz nie jest nor-) malne- Potrzebujesz kogos na plantacji| .. Czemu nie ozenisz sie z Marie-Louise? | Mam wrazenie, ze jest to mila, rozsadna, dziewezyna.” Ken milczat dtugo. Walezyl z silnym | pragnieniem zerwania sie z tawki, wy kraykniecia brutalnych rzeczy dziewezy-| nie obok niego. Ze planowat on “nor- malne zycie” — z nig! I ze z pewnoscia ‘nc im onetatnim vy sie wvydo.| Me B¥i0 to jego wing, ze te plany sie] jest twoim ostatnim uczy sie wydo ‘rozwialy. Ze... Ale po co? By ja 2ra-| Ta cata historia} przestala mie¢ sens. Mowiac | to przed | pragnela- ona. jego. dobra. | 0 tym byt przekonany. Jednaz cech' kté-| Ta mu sie ta podobata bylo, ze. byla ona| /zawsze zbyt lojalna i szezera by byé sar-| | tyezyia, nié jeszcze - “wigcej? chwila oleate FS kastyezna, Prébujac mmusié sie do normalnego| |tonu, powiedzial: ““Wiec znasz Marie?” - “Nie, nie znam. Ale wiem- oO hie}. Zebratam informacje.” - awanturnicy... Wiesz "dobree: te -mamy {si |..tego rodzaju,” Zaczerwienila sie pod badawezym wardkiem Kena. - ozenku z nia — well, moze i masz racje.”’ korkowy na wypadek, gdyby ich ktoé ‘obserwowal, odwrdécil sie szybko, doszedt po Sciezee z powrotem do ulicy, zatrzy- ‘mal sie na chwile, niezdecydowany, po- ‘tem skierowal sie ku domowi Marie- Louise. biurku i biorac éwiartke papieru listo- Wego, poczal pisaé: adales sobie z tego Sprawe -~ pozostaje | macje!” nadzieja.” Ken wymusil na swe —usmiech. “To jest Pocieszajaca wiado- wiony tak moge!” 1c =: SSS SSS = Serer a — Darujeie, wasze wysokorodije! —~{inosé walezyli, dzieciom przypadia W umaczyt sie Kozak pokornie. — Przy- si¢gam, ze zyta i nikt jej nie krzywdzil. Rozkaz byt pogpiechu, w6z trzqst, mu- ; Slala skonezyé w. drodze! Jej] Bohu, my nie winnil! Dostawili w tri miga! ~ Won mi.z-oczu, kanalie! A trupa oddaé ksiedzu- Zmarnowaliscie mi Sledz- lwo, glupcy!. Wont, . Podnidst reke, skint na oficera do- wodzacego. egzekucja.- ~ Konezyé:z nim, juz niepotrzebny! - krayknat wracajac ‘do wnetrza domu. Beben uderzyt przeciagty werbel. Oficer przeezytat wyrok, drugi werbel, komenda — dziesie¢ kul poszo, gwit- dzac, piersi ofiary... Szukaty daremnie zycia, by je 2nisz- czy¢... piers meczennika juz byla gtu- cha i pusta jak dzwon, ktéremu serce ydartol.. | tun oplacajac powierzchowny stat, by proszeni burza, odarci z mienia rzucali sie w Swiat, -walezac o byt i kariere, pra- giodnym, nedzarzem, zamykano wszyst- kie drogi.....Bylty posady, stuzby, ‘Sposo- Iny, 2 rozpacza w.@uszy.... | Za soba miat kraj bez domu; weynisa- | ezona pustynie, skazanq na zaghade, a przed nim wystepowat z zaulka geniusz oo, sze ktadt trujace ziarna! — I widzialby ee F starzec-patriota, ze w to samo. morze, A sierota ptakal glodny, coraz ciszej. ara stuga wyniosla go wreszcie 2 do- u, gdzie zjechata moskiewska admini- racja, poprzedzajac konfiskate. Zabra- 2 soba maleristwo na straz, gdzie je] az stuzyl, Starzy: trwoznie poptakali had dola panska: o dziecko nikt sie nie Upomnial, Swidow ieli. mals krew-| kraju to, co czulo,, kochato i mySlalo!| zien - fortecany, miody chtopiec, na. wil-} lym u taczki syn brat gruba swite ka-| torznika i pod batogiem dozorcy kopal} miedz i srebro na_ wojsko i policje dla | cara! Dobrze, ze starzec-patfiota. praysitos-| : [ole 2 i math@.. ‘\popreednich rozdziaté. | nie tkniety. pozoga, omu.| kiem: byt cziowi sta y| rozbestwionych ko: po OW Sterdyniu by! yall brych. czasow szly tu. zb! sarem | boty, jak za pafiszezyzny slucné szyst-| pi, ‘Tolla sie stuzba, plynat a ate = ro-| magiczny- krag. otac Gl ae iels | zachowal - nie » tkni |bywania rzqdu . kolonialnego Sudanu | Ken poruszyt sie nerwowo, tears: je-| , WYRE oe Ae | “Jestem uczniem. Ucze sie wszystkiego, “Nie mowmy o tym wiecej, Ken, Raz | go zadrgata, “Ach tak! Zebratas infor-| “Tak. Gay postyszatam | 0 twej.. ve PIZY=| ista kezywawy jazni z nig —- obawiatam. sie, Ze pozba-) dingo. towarzystwa ° bialych| : kobiet, mozesz hye mata oar + ele ae 4 \spotykat twarte & surowe, tchnace najwyz- “ A] lgdy on swoja wyciagal; gdzie sie uka- udziale walka o chlebizycie!. I widziatby starzec jednych, CO 2Wie. chnieci, szaleni, trawili. czas. w Diernej,|~ bezmy§Inej bezezynnoéei, resztkami for- Czaplic walezyt daremnie, byt zgubiony, nie myslec! 1 widziaiby.. innych, co TOz- eq polwiekow3. zdobywajac nauke i fach, |Mogli wiele dzialat — a potem przed by zarobkowania, ale nie dla pariasa Po-|_ jlaka, Odchodzil. ‘odepchniety, pogardzo- Ji przed nia. jedna spuszczat czolo.zuch- nedzy, socjalizm, i w znekana jego du-| ‘eo przed dwudziestu laty, splywato | z| Nazwisko swoje rodzinne znajdowal wie- | gotnej scianie kazamaty, a po ojeu zmar-| | , ndczas ‘ady icles! i spadaly na “okoli-| FE 1a {ki vofiar, 1 miliony. roe: i sie nla we, 2 WS noce na ‘plantacit ragniente je] ‘priyia cielskiej obecnoSei....i jej ksztattnego gladkiego, pieknego ciala —- bedzie tutaj réinego rodzaju kobiety. Balam dowiedziatam, te Marie-Louise nie- jest ze. Jego. Genvaia. byta stuseng._ 2e ieee Opanowala go fala wzruszenia. Ale|obelga d j ji: | to trzeba byto zwalezat, Wauruszenie by- : 2yn a eae io niebezpiecznym terenem dla nich |i jej obojga. 3a kob' réwnoczesnie w jego ae h. | TT ezul, ze gdyby ulegt. pokusie utray- mywania ‘nadal ich dotychezasowego sto- sunku — datoby to mu pewna przyjem- nosé, oczywiscie, ale rowniez wiele chwil obrzydzenia wobec samego siebie i po- gardy dla swej stabosci.. | Z roztargnieniem kierowat samocho- dem, pograzony w swych niemilych my- “Tak, Marie jest all right, Co za& do Ken wstal. “Sadze, ze lepiej. péjde. ze teraz rozumiem nalezycie Unoszac ceremonialnie -sw6j helm |przed chlodnica, rozlegt sie okrzyk prze- strachu, brzek thiczonego szkia. -Rzucajac ealy sw6j ciezar.na pedal, Ken zatrzymat w6z wéréd przenikliwe- go pisku hamulea. Wyskakujac, podbiegt do matego ksztaltu lezqacego miedzy pra- wym przednim kolem i brzegiem chod- nika. Bylt to czarny chiopak — ofSmio lub dziewiecioletni. Rozbite naczynie rozsy- pane wSréd tubylezego jedzenia, wska- zywaio, ze nidst on zapewne Sniadanie dla ojea — najprawdopodobniej jedne- igo z plantonéw, milicjantéw przydzielo- z|nych do biur rzqdowych. | Gdy Ken pochylat sie nad swa chu- kiedy znéw sie zobaczymy. W kaz-|da mala “ofiara”, chlopak poruszyt sie, _dym razie nie predko. potem usiadi. Widocznie nie doznat on Nie ezekaj na mnie, Marie. I bar-|Powazniejszych obrazen, Zapewne, uska- dzo cig o to prosze — nie miej do| kujae w bok przed blizajacym sie sa- mnie zalu. Badé pewna, ze moja de-|mochodem, chtopak potknat sie i, pada- eyzja nie ma nic do czynienia z tobg |Jac, uderzyt giowa w skraj chodnika, co osobiscie. Mam nadzieje, ze nie po-|80 przejsciowo ogtuszyto. myslisz ig wyjezdzam, gdyz znudzi-| Teraz stal, pocierajae swa kedzierza- jaS mi sie. Zreszta, gdy o to chodzi|wa glowe, a uezucie strachu ustepowato — nasza ostatnia noc musiata ci udo-}stopniowo przed innym — zalem z ja- wodnié, ze z pewnoscig tak nie jest.|kim spogladat na pottuczone naczynie Wadzieceny li rozsypane jedzenia, Ken.” [juz zapewne wybuchnaé dziecinnym py. Pociagnela go Marie bo, chociaz nie|kiem”. Ken zaczat méwié do niego w zdal on sobie wéwczas -z tego sprawy |jezyku Bambara — miejscowym narze- —- przypominala mu Stelle, — lezu, ktérego nauczyt sie juz niedle na . Ale teraz, gdy nie miat pod tym [plantacji. Siegajac Spiesznie do kieszeni, wzgledem watpliwosei, -utrzymywanie | w nadal ich stosunku byloby nielojainym. jnot pokrywajacy dziesieciokrotnie strate. Dia wszystkich, ktérych fa. ‘Sprawa do- | Oezywiscie nie bylo je} w mieszka- “Droga Marie, | Musze opusci¢ pospiesznie Bama-| ko. Nie bede w stanie widzieé sie z toba przed odjazdem. I nie wiem, Po ostatnim kolistym spojrzeniu, kté-jny, powiedzial po francusku: “Merci, re przeSlizgneto sie _po mieszkaniu, Ken | francusku.” ° _Wyprostowujac sie dumnie, dodat: francuskiego. No i gniazdo plotek oraz intryg. | Tak jak francuscy chiopey.” Roz d ziai X VI. i I. . Ken udal, ze jest bardzo zaintereso- z sngenyat Postanpwientem nie widzenia ezegot® eee nA szym wstretem, dion kazda cofata sie, gakami, zat, obeeni-brali za czapki ischodzili mu} Trupa nie bylo, Swida zgingl, moze Z drogi, na progu Sterdynia nie postala polska noga, mijano dwor 2 daleka jak klatwa tkniety. Wsciekly, szalony meczarniami py- chy,, denuncjowat jednego po drugim dawnych przyjaciél. Brano ich na‘ jego _ tslowo, bez Sledztwa, wywozono daleko, na ich miejsce wystepowali inni, nie- pomni niebezpieczenstwa, sily tego ezio- |wieka, miazdzyli go coraz srois2g po- garda. . Duch..zyt jeszeze w spoleczenstwie, bali koledzy. Czaplic poszedt po. odpo- wiedZ do Wladki. partii, pani Ordyniec zabrala z Grabéw. Brat. jg dlatego sprowadzil spiesznie 22a granicy. Nie byio oporu ze strony wy- chowanicy, lotnie do jakiegoS obrazu w myéli! wystawiony wu pregierza, skazany. na przeklenstwo bratnie, Nazwisko jego. po- szio' z powiatu do- powiatu, DZ. gubernii do. gubernii,. plwali nan nieznajomi, ‘kaz- dy, co polska. krew mial w zylach — dla Czaplica . nie bylo. miejsea Ww ‘Krajue. fee I uleciat tez.od niege szacunek Wiad- ‘ki, Usta jej milezaly,-nie rzekla mu: sto¢ wa 0. zdradzie,. miesckala nawet w. Ster- ‘dyniu, - ale.on z oczu je] wyezytal myél na. nia. Céz anaczyty m miliony,. -bezpleczet- jego jek ostatni. _ .~&yje! Gdzie? Jak?. sity, zdrowie; .Slicazny uSmiech Wtadki burzyi mu wszystkie mety w duszy. Byl wate, ktérym uragat calemu. gwiatu, y ae to takte meczennik — wystepku. I byta jeszeze jedna. rzecz, aiaistra- szniejsza, co dniem i noca meczyta Cza- pliea, byla. myél, co go nurtowala jak zadnego Sladu, Szpiegi moskiewskie go trueizna, gorsza od pogardy bratniej, od nie znalazy i szpiegi Czaplica wrécity z wstydu, od: rozpaczy: Trawiony nig jak niezym jon sam nie byt w stanie niczego zarem piekielnym wit sie jak plaz, zgrzy-' Sle dobadaé, choé sig tym tylko aj. tat zebami, szalat besilny.,.1 na te nie|Mowal.. mist mocy. ‘Blejt. murawiowski. = Wowezas, gdy-cudem uszedt od p tii i dyszat zemsta na Aleksandra LS don prz szedt,. jedna: zpieg ae . jeto- | aresztowaniach i Sledztwach, | | by. na tol. istot, co pelza w> dzien, a lata jak n perz w nocy i. “Ktérych pare mia dwor: 3 see u siebie, Brayszedt 1 i opow 2 ci nie mogt widzieé; bo moze by sie nie ‘kes: andi _| cleszyt ze sierola ay, 3 a Nie poszedt 2 wal an, bardzo silne. A jednak byt przekonany, 4 {élach, Wtern cos biato-czarnego mignelo - - Lada chwila miat_ wyjait portfel, wyciggnal z niego bank. Teraz chiopak nie miat juz ochoty na_ ibeczenie, Chwyeil banknot i, roze$mia- — Monsieur! Nie potrzebuje pan méwi¢ do “ | wyszedi: na zalany sloficem plaski wierz-jmnie w tubylézym Jezyku. Ja méwie po ° ‘|cholek pagérka Kuluba — miejsce prze- | jwany tym faktem. “Doprawdy! Uczysz Ken’ opuscit bungalow Marie-Louise |sie wszystkiego? No, no! Naprayktad: jak 0 nie e zdoby! sig 2 na odwage. bronié j jej - sam przed assaula, ktory mu ‘Brozit Ko- _ padt w innym miejscu, moze go pogrze- Dziewczyne, w pare dni po rozbiciu ; przaybyla do Sterdynia jak .. zwykle spokojna i milezqca, ale niekiedy os w zamySleniu rysy jej przebiegat jasny .. blysk radoSci- i nadziei, niekiedy zapa- — 'trzona przed siebie usmiechala sie prze- 7 = On iyje! - Tzekt Czaplic patrzae - stwo, taski Aprasjewa wobec tego faktu? Jemu do szczescia trzeba byto smierci «-. ‘Swidy, najwieksza: rozkosz ‘Sprawilby mu ae Do obledu. dochodzit, furie nienawig- a: ci, zazdrogei, zemsty odbieraly mu sen, 4 O Swidzie wiesé zginela, nie zostalo A ‘jednak on zyi — Caaplic praysiagt | “| ‘Tymezasem- tygodnie mijaly. Z po: th wiatu ledwie dyszacego po rabunkach, - 2 > okazii zblizeyj aeych. sie. wick? BOZEGO NARODZENIA i NOWEGO R KU zareqd Grupy 4-e) ZPwK zasyla serdecene zyczenta Swigleczne wszystkim Czionkom Grupy 4-tef, j ¢ rowniez calej Polonii w Kitchener. Zyczymy weso- 2 tych Swidt B. N. 1 Nowedo Roku. 2drowila, szezescl | powodzenia, Organizaciam Polskim na -teren J Kitchener gyezymy pomysinej i owocnej pracy: dla : » dobra Polski i cate} Polonil w Kanadzle. ee ' Grupa 4 ZPwK, : - Kitchener, Ont. -‘SYCZENIA WESOLYCH. SWIAT : I SZCZESLIWEGO NOWEGO- ROKU Nt Zarzqdow! Giéwnemu RPK, ‘Zaraqdom Okread Na. OKPK, Ksiezom; Siostrom - 2akonnym, . Organiz Ne Ob Pol akem w' Kitchener, Guelph Prest af oe uy : Qe ALN : VOX