© tas byt licha kompozycja gatezi i drzewa. reczce rozciagnietej na dwoch stupach viy dragi. schodzace ukesno do ziemi. , narzucone gesto galezie chronily od i wiatru. Po obu bokach byly Sciany z Tz przed szalasem, miedzy stupami, e popiolem palenisko. Narzucone wew- " atasu gatezie, pokryte mchem stanowily Sisko, ~ szalas wystareczy€ moze jedynie na kil- . letnich! —- rzekla babka, “\" zamieszkamy w nim oboje! — usSmiech- Se Maria. | = wvkluezone! — sprzeciwil sie zywo Pa- Tu nie ma miejsea dla kobiety. Spro- sie do mnie wtedy, gdy wystawimy cha- okraglakow. . Kiedy to sie stanie? _ W najblizszym czasie! Zgodnie z dora- adow jutro bedziemy mieli toke kar- swa aza dwa tygodnie budowlana. W jed- iu postawimy chate. Wtedy sie tu spro- wraz z niezbednymi meblami. Rozpocz- ‘normaine zycle farmerskie. Dwa tygodnie! — skrzywila sie Maria. diugo trzeba ezekac! Pomodzcie nam znies¢ z wozu jedzenie i - gawolala babka. —- Musimy — dzis 9 sobie przygotowaé. Tioka zaczyna sie rano. drugi dzien wkrotce po swicie przybyli sasiedzi. Po przywitaniu sie starszy mez- o siwiejacej brodzie spytat Patryka: Gdzie pan chce mieé dom? Sadze, ze najlepsze miejsce byloby na 1 nad strumykiem! — odpart Patryk. ~_ Niezle miejsce! ~~ zaopiniowali sasie- / 2 Wtakim ragle zabieramy sie do pracy. ruch poszly siekiery. Stukot ich napelnit Jas. Raz po razu z hukiem spadaty na poteine deby, swierki, klony. Robito sie zidniej, jasniej, przestronniej. Nietknie- jekow natura ustepowala czlowiekowi. karezujacych dolaezaly nowe grupki sa- Niektérzy przyprowadzili z soba woty, awidczyly na jedno miejsce pociete klo- wa, | odnie z przewidywaniami Stona zjawil sie o Gun awanturnik, jak i Thick syplacy istwami, pijak Strokes i zartok Hall. eh nie odbylaby sie ani jedna tloka w niu 30 mil, Przybyt tez Samuel Lount, ktory w milicji byl pulkownikiem. Nie znosze go! —- rzekt Thick do Hilla. lie bedzie wesola. —¢ Tak! — przyznat racje Hill, — Lount to recila glowa i rozegmiata sie. Widzac my wyraz oezu, zamilkt. To bylo troche inaezej, niz ci sie zdaje la, czestujae go papierosem. — 0, 2a- ze cle, usiadz tu kolo mnie i postuchaj. pare miesiecy temu, urzadzites mi 1a awanture o to, ze wybieram. sie 2 Lo- id herbatke, czy na polowanie, juz na- pamietam, dos¢, ze ,,zawracales mi glo- im zwyezajem, zebym sie ustatkowala, Koj glupim zarcikom i tak dalej... pa- (0, tak, pamietam, wiec céz z tego? t6z nie ustuchatam cie i. pojechalam na vanie. Poniewaz .dowiedzialam sie, ze iyje dobr2e z generalem Zawalinskim, m go, zeby do niego zadzwonil w two- wie. Wtedy przeniesli cie do minister- opagandy i podwyzszyli pensje, pa- are, jak padaty jej stowa, Glebosz tL Odwrécil glowe, cheae ukryc za- Méwita dalej: ozniej nawymyslales mi na schodach, mnie k.. i tak dalej i przestales mi ac, a ja tymezasem poprositam Wojtu- cie zrobili naczelnikiem Wydzialu Ob- Narodowych i pray okazji podwyzszyli Wszystko przez moje kretactwa... Sekoda, ze o tym nie wiedziatem... — i cheiat cog méwi¢, ale umilkt, nie € stow. ‘0 wszystko jedno, Janku, wolalam Ci ‘Mowi¢, ale w, koficu zmusiles mnie do imi awanturami, a zresztg i tak bym dziata, bo lepiej, zeby$ wiedzial, jak sie ‘ robi... Pégniej, niedawno, poprosilam aby przez swoje stosunki wyjednal v' twoja poselska kandydature. Woj- i sie, bo nie wiem ezemu, by! przeciw- mM wyborom, ale on mi niezego nie jest _odméwié... No i zostales poslem... _ itayla mu wszystko, punkt po pukcie, éCzajac zadnej interwencji. \ Wszystko przez moja komedie, przez Odobanie do metnej] wody, ezego mi nie ‘arowae —- powiedziala na zakonezenie. le] szezere] rozmowie, Glebosz przez Walesat sie po ulicach, nie mogac na- YC 0 spaniu. Wazyl w sobie i przesuwal elyezne, zmagat sie z wyrzutami sumie- ___NEWIAZKOWIEC" MARZEC (March) Pozostali, obserwujac go, parskneli émie- chem. | Przez caly dzieh Zwawo odchodzila robota. 4, Przestrzeti wykarezowana zwiekszala sie z go- dziny na godzing. Rosly tez i mnozyly sie stosy (i) drzewa i gatezi, Pod wieczér, kiedy zasiadali do sutej ko- —¢p Jacji, Lount oSwiadezy? Patrykowi: ee SE tet Nowe Lhe » Ae sa ee Cea zaciekty reformator. Bedzie harowal do zacho- du slohea i prawit nam o polityce! Samuel Lount by! ezlowiekiem ogélnie sza- nowanym. Nic tez dziwnego, ze zebrani ogiosili go kierownikiem tloki, On to wiee przydzielat kazdemu prace i dogladal, by karezunek odby- wal sie sprawnie. _ Scinano drzewo w ten sposdb, aby jak naj- wiecej sztuk spadto na siebie i utworzylo stos. To co upadio dalej, zwiéczono wolami na jedno miejsce i osekami wypychano na wierzch. Ww ten sposéb w pewnych odstepach na karezo- Wwisku powstaly duze stosy drzewa i gatezi, wy- Sokie nieraz na osiem stdp, _ Kobiety zawolaly pracujacych na éniadanie. Na trawie przed szatasem na duzych pétmiskach pietrzyto sie miesiwo, Baranina, wotowina, wie- przowina i dzieczyzna. Na zimno i goraco .Goto- wana i przypiekana, Obok stosy chleba, ziem- niaki, marchew i fasola. _ 4gtodniali mezczyzni rzucili sie na misy. Wsréd zartéw i Smiechu z apetytem chtoneli stosy miesiwa, chleba i dodatkowych potraw. Kiedy wreszcie zaspokoili giéd, awanturnik Gun, pelniacy funkcje dozorey alkoholu, kazdemu podal garnuszek whisky, by mogt splokaé do zo- ladka sniadanie. Alkohol ozywil mezczyzn. -~ Przeklete psy szatanskie, zbéje, morder- ey... ~- rozpoczal serie wyzwisk Thick bez spe- cjalnego powodu, lecz urwal. Spostrzegt grozny wzrok babki. _ o> Przestan kla¢, Charles! — zawolata. — Wiem, ze potrafisz godzinami sypaé przezwis- kami, ale tutaj] nie ma miejsca na nie, Dziew- ezyny nie powinny je styszec. Thick skrzywil sie. Wiasnie przed dziewezy- nami chelat sie popisaé swymi zdolnosciami. Musial jednak ustapi¢ majac przeciwko sobie nie tylko babke, ale i Lounta, McKay, znany Spiewak frywolnych piosenek, rowniez musiat opuscié nos na kwinte. Robit oko do Sary i jej to cheial cos pikantnego za- Spiewae, lecz spotkal sie z oporem babki. Lount spostrzegi, ze pijak Stokes kaze so- bie nalaé trzeci garnuszek whisky. Zakomende- rowal krétko: —- Sniadanie skonczone! Do pracy! — Do kroéset sto tysiecy diabléw... — roz- poezal klaé Thick, . — Nie ma czasu na klatwy! — przerwat mu ostro Lount. — Zabieraj sieklere i jazda do roboty! Thick rzucit wScieklym okiem na niego. Splunal poteznie.. Zakrecit sie na miejscu od. aiosci, Wzial jednak siekiere i mrueczac przeklen- stwa, 2 pasja zaczqat podcinae najblizsze drzewo, Pierwszym sygnatem trafnosei ludzkich do- ciekah by! telefon generalowej Podchmieliny, tak wezesny, ze zastal jeszcze Konara w lozku. Narzucit szlafrok, praymknat drzwi od pokoju przywitat generalowa drewnianym > yeony” J plosem: _ . — Jak sie masz-staruszko! Coz tam dobrego? ' Nie dobrego, Wojtusiu. Bede musiata cie zmartwie... Podchmielina zakomunikowata mu. arcynie- mila nowine. Klamka zapadta, Wezoraj na ko- lacji w ,,Patacu Kréla Zygmunta” powzieto de- cyzje zmiany gabinetu. Do pézna w noc sier nawy palstwowej obracal sie w rekach sterni- kow to w prawo, to w lewo, az w koncu udalo im sie ustalié jednolity kurs. Stalo sie to, czego Konar lekat sie od dawna: uformowanie nowego gabinetu powierzono Slusarskiemu. Naszkico- wano tez z grubsza sktad prezydium, w ktorym fotel ministra finans6w mocno zachwial sie pod Konarem. — Nastichatam sie bardzo przykrych rze- ezy o tobie — méwila generalowa wspolezuja- eym tonem, — Wmieszali cie w te paskudna afere Augustynowa. Oczywiscie, Slusarski calq wine zwalit na ciebie, ze tym kanciarzom za du- zo pozwalal, zeS ich w dodatku protegowat i pat- rzyt przez palce na rézne sprawki... Ale to jesz- eze nic w poréwnaniu z tym, co wywlekli na ostatku... Nawet nie wiem, czy ci powtorzyc... — Wal wszystko, niczego nie opuszczaj. Mu- sze wiedzie¢! —- domagat sie desperacko. ' . Ot62, médwili zupelnie powaznie... zes po- peinil bigamie... — Ze co?! — skrzywit sie Konar. . No, ze masz dwie zony, dwie ezesnie!... | — Coz za bzdura! I ktéz to méwil? -— Mowity panie: Klimaszewska, ministrowa Podfruwajko, Dagnon, Horynska... —- Ewelina?!... Zuza?! , —~ Tak, twoje przyjaciétki. Az przykro by- lo stuchaé. Ale ezulam, ze kto§ je napuécil... Jed- jedno- nym slowem, Wojtusiu, jestes bigamista i teraz tlumacz sie z tego... | —~ No. trudno. Dziekuje ci ,zes mi to wszyst- ko opowiedziata. Postaram sie odpowiednio usto- sunkowaé do tych nowinek, gegnajac Podchmieline, juz szukal w pamie- ci} numeru telefonu Pastwina. Nakrecit go, nie zwazajac na wezesna godzine. Odezwal sie rzed- ki glos prokuratora: | —— At... to pan minister. Moje uszanowanie! Wilaénie mialem dzwoni¢ do patia.. om -Zapewne w sprawie tej oszustki?.. — sie «i. -zaprosil- Pastwina «do 2 os. ~~ = — Ma pan dwadziescia akréw wykarczowa- nej ziemi! Wystareza na poczatek farmerki! W jesieni mozna ju2 sia¢ ozimine. Obeecnie-trzeba bedzie spalié te stosy gaiezi i drzewa, a popidl sprzedaé na potasz. Fabryki mydla chetnie go kupia, placac eztery pensy za buszel. —~ Od jutra, — dodat inny sasiad, — niech pan zatrudni trzydziesc) sze& murzynéw, a w przeciagu dwoch tygodni nie bedzie stosdw. Patryk O'Hara spojrzat na niego zdziwionym wzrokiem, —~ A skad ich tylu wezme? — spytal — W Toronto widziatem zaledwie trzech murzynow. Sasiedzi, slyszac to. parsknell smiechem. — Wszyscy nowoprzybyli nacinaja sie na murzynach! —- oSwiadezy) jeden z sasiadéw. — Tu nie idzie o ludzi, lecz o ogniska. Przyjal sie taki zwyezaj, ze kiedy na wykarezowanym polu zapali sie travdziesei stosow galezi i drzewa, mo- wi sie, ze trzydzieSci murzynéw pracuje w polu. — A co zrobié z pniami, ktére stereza na karezowisku? ~~ spylal Patryk, —- Mniejsze mozna wyrwaé i wykopaé, na- tomiast wieksze sterezec beda pieé, szesé, osiem a nawet dwanascie lat, zanim nie zbutwieja. Nie ma na nich rady, Trzeba je przez ten czas obo- rywac, . Patryk podrapal sie po glowie. — Niech sie pan nile martwi! —- Lount po- cleszyt go. —- Prayzwyczaic mozna sie i do pni. A wiee w przeciagu dwoch tygodni spali pan te stosy, a wtedy znow zbierzemy sie tu na tloke, tym razem budowlana. W przeciagu jed- nego dnia postawimy dom i zabudowania go- spodarskie! . — Jak to dobrze, ze istnieja tioki w Ka- nadzie! — rzeki Patryk z uznaniem. — A tak! — zaswiadezyt Lount. — Dzieki nim z buszu powstaje kraj kulturalny. Skoro mowa o tloce, —- tu zwrocit sie do wszystkich zebranych, — chee wam, kochani sasiedzi, przy- pomnieé, ze wkrétce spotkamy sie wszyscy na niezwykiej tloce. Nie bedzie to ani karczunko- wa, ani budowlana, ani zniwna. Bedzie to tioka polityezna,, Zbierzemy sie, by wspélnie zazada¢ wolnosci dla nas i dla naszych dzieci. W tym pieknym kraju, jakim jest Gorna Kanada, nie moga istnieé obok siebie dwie kategorie ludzi — jedna uprzywilejowana, majaca peina wiadze w swych rekach i druga, do ktére} wszyscy nale- zymy, bez praw. Bog stworzyl nas wszystkich réwno obdarzajac zmysiami, stad wniosek, ze wszyscy powinni byé rowni wobec prawa. Wy- walczenie réwnych praw nie bedzie latwa rze- cza. Péjdziemy jednak Sladem trzynastu kolonil. Nie chcemy wojny. Niemnie} jednak, jezeli nie bedziemy mieli innego wyjscia, chwycimy 2a bron. Pan Mackenzie objezdza calg Gérna Ka- nade Wygiasza przemowienia na wiecach i lud- siebie. Znat go jeszcze. jako studenta i mial do niego sentyment. Poczestowal go filizanka kawy i kieliszkiem koniaku. Z pogodna na pozor ming wysluchat wyjasnien, dotyezacych przebiegu Sledztwa. Dowiedzial sie, ze do ujawnienia cie- kawych szozegéléw przyezynil sie komisarz, naz- wiskiem Tatarezyk, ktéry od dawna mial cala afere na oku, i w koncu ustyszal cos, co wytra- cio go z obojetnosel: — 1 okazato sie, 2e dokumenty tej] pani sa w zupemym porzadku — rzeki Pastwin, roz- kladajac rece. -—- Nie sq bynajmnie} sfaiszowane, jak w pierwszej] chwill sadzilem.., Brwi Konara uniosto zdziwienie. ~- Jakto? Przeciez, o ile mi wiadomo, oszust- ka podawala sie za mojq zone... . — Tak jest istotnie. Ta pani dale} twierdzi to samo... a nawet ma po temu pewne podstawy.. —- rzéeki Pastwin, spogladajae na ministra ocza- mi niewinnego dziecka. —- Nie rozumiem! — wybuchnal Konar, — Coz to za jedna? , = To jest mloda, praystojna osoba, rozwie- dziona ubiegtego lipca z niejakim Albinem Loto- ciem... Czy ten fakt nie nasuwa panu ministro- wi jakich§ refleksyj? _ | ==« Co pan méwi? Przeciez to moja zona roz- wiodla sie z Lotociem! — wyrzucil Konar z pos- piechem. —- Moja jedyna i rzeczywista zona, ktora w tej chwili spi w swoim pokoju! Co pan wygaduje, u licha?!... — Bardzo przepraszam, panie-minisirze — przerwal Pastwin chlodno, — ale powlarzam wy- raznie, ze dokumenty tamtej pani sa w zupel- nym porzadku i uwieziona w tej chwili oseba byla z pewnoScig zona Albina Lotocia, to zostalo stwierdzone ponad wszelkqa watpliwos¢... Czy pan minister sam sie zajmowal sprawa rozwodowa’... -Konar otworzy? usta, jak gdyby cheial wy- krzyezeé jakie§ pytanie, ale juz tak zostal przez diuga chwile ze slowem, uwiezionym w gardle. Tymezasem do twarzy naplywaly mu fale krwi, ktére okrasily ja tak sowicie, ze szpakowate wio- sy wydaly sie zupetnie siwe. Na czole zarysowaly sie grube zyly i pokazaly sie kropelki potu, po- dobnie jak niegdys u Lotocia w klopotliwych chwilach. Oezy rozszerzone w nieopisanym zdzi- wieniu, przygasty naglym’upokorzeniem. Konar juz zrozumial, ale jeszcze nie wierzy}. Pastwin spogladat w.okno i obracal w pal- each kieliszek. — Wiee pan twierdzi, ze... Ze moja zona... ~~ gaczal Konar hezradnie. ~~ Tak, to mistyfikacja — przerwal proku- rator. — Panska... rzeezywista zona, panie mi- nistrze, nigdy nie byla zong Lotocia... a _Halina przebudzila sie w swoje} sypialni, odlegtej od gabinetu ministra. Nie slyszala od- giosow rozmowy, dopiero gdy Konar odprowa- dzal goscia do holu, doszty ja slowa: | ~~ Alez, naturalnie, .panie ministrze. bede robil, co w moich silach. Prosze na mnie po- legac... Zamknely sie weiSciowe drawi i nast-la ehwila eiszy, podezas ktore] uswiadomila robie Py instynktem...ze .wlagnie teraz-nastapi. rozy nie komedii, ° Zerwata sie.z 1oika. Podbiegta do okna diablach na tloce? —— krzyknela babka. is — Zagspiewaj inng pleésn! — dorzucil jakis || glos. SAN SSNS Wielka okazjal BARDZO TANIO! | Na sprzedat albo w rent sklep | LE zelazuny (Hardware Store) i 4-po- | | kojowy apartament na gérze. Do- | U bra ruehliwa daielnica (Dan. | forth Ave.). : : Prosimy deawanié HO 1-1600 SSESEMS SS Jedyny P , Pigknogel | 2 arya S$ peal y arior f : Specjalizacia w trwatej E : ondulacii “Permanent”: : : Waves” q 7 216 Bathurst St. - EM 84432 | aS ee a Se ~- Zaspiewaj cos milszego! / | arket MeKay skrzywil sie, Szepnal cos w ucho | SAD gets cuopew ' skraypkowl, Za chwile poplynela ponad kar | Obstuga w Waszym ojezystym | czowisko piesn: | | | sezyku. Gdy pierwszy raz ujrzatem cie Kupujemy i Sprzedajemy QO Mario, droga Mario... | Europejskie i Amerykenskie Kilka gloséw podchwycilo piosenke, A po- : Samochody. | tem skrzypek ucial rytmieznie. Tony poderwaly | Tel. LE 4-6844 uczestnikéw tloki. Patryk chwycit Marie za reke. |p Torente, 1700 Queen Street W. | —~ ,square dance’! Square dance’! —/f padly wesole okrzyki. | Lount stangl z Sarg w drugie] parze, McKay 2 babka w trzecile] a w ezwartej klqtnik z Zar- tokiem Hallem. — Wilasciwie tu jest nasze wesele! — rzek! Patryk, Smiejac sie do Mari. —~ Tak! — odpowledziala. -—- Nie mieligmy | jeszcze okazji, by razem zatanczyé! Na karczowisku, wrod plonacych stoséw gatezi i drzewa do pdéznej nocy trwaly.épiewy || tance. Pionierzy po ciezkie] pracy bawill sie. Po tloce karezunkowej nastapita oka taneczna., | aenaeapainn soorents a candi tepesnh o> ene Tees SES ES ezujge sie tutaj, jak w miejscu warownym i| otwierata pudelka z kremami, jedno po’ drugim. Po chwili uslyszala stapanie i gloSniejsze, niz) zwykle, pukniecie do drzwi. —— Prosze! _ Cheiala go przyja¢ ugSmiechem, ktéry zgasl jednak na jJego widok. Konar mial twarz szara, przywiedia, czolo Sciagniete zmarszczka satucz- | _— : nej, bezradne] surowosci. Co rano wital jq po- § Dtugoletnia gworancja. catunkiem, tym razem nawet nie zblizy! sie dog | | nie}. Zalogyl rece w tyl, opari sie plecami o | Wielka Sciane, ustawiajac sie do nie) profilem, niby J belfer, ktéry ma zamiar wygltosi¢ do klasy kar- { eace przemowienie. Po chwili odezwat sie zdu- | f |Bogaty = wy- 6. ~~ Moja kochana... Cheiatbym cie o cos §! i bér najnow: zapylac... | : | Nie odpowiedziala. Sprezona w oczekiwaniu, J seych modeli h ote RS ¥ starannie welerala krem w prawg strone nosa. |} futer po ce ~~ Czy styszysz, co do ciebie mowie? — po-|f nach bezkon- wiedziat gtoSniej. — | oT karen — Oczywiscie, ze slysze ~~ odrzekla 2 m-i9, 0) tat cal evers in7? eran stafwe | diu- pelnym spokojem. —- Wiee méw, stucham... i gotermino- —- Powiedz mi.. .jak ty sie whaSciwie na- || we splaty. zywasz z domu? a a] Mogla teraz sama podziwiaé w lustrze dosko- || 8 sklepy do Wasze) dyspozyeht | nale udane: zdziwienie na swojej twarzy. | Firma nasza stuty Polakom od 34 Ist — Jak sie nazywam z domu? — powldérzy- |] pilgeree la przeciggie. — A to dobre! Dopiero teraz o to |] PRINGESS 8 mie pytasz? = e | 7 —s a ; ard — Tak, pytam i wymagam odpowiedzi zgod- |] [FASHION FULS | nej z prawda! | uprzedzam, ze wszelkie wykre- [9 : eee iy moga ci wyjs¢ bardzo na zte! p 506 Queen St, W. EM. 3-8884 | | Wyraucil le slowa jednym tchem. Ponosil 750 Yonge St. WA 1-8971 go gniew. Halina podniosia sie z nad toalety, |} . FE jak gdyby wiedzac, ze kobieca sylwetka stojaca “— nine » prosto, ze zwieszonymi spokojnie rekami, le “Sees piej wyraza swoja bezhronnosé. Zawiadamiamy naszye W dalszym stopniowaniu miala juz na uwa- KLIENTOW os dze pochylone plecy i ramiona, wstrzasane tka- ie oie 8 OW Ue niem, ale ten uklad postanowila zachowaé naj,te obecnie précz WEGLA mamy na pozniej, » |Ssprzedaz | dostarczamy do domow ~~ Czy to ma byé sledziwo? ~—- zapytala. | | eA ame | — Tak Sledziwo! — wybuchngl. — Ale| 0 Cl ww WY De il wole sam sie tym zaja¢, nizby to miala robié| WHITE ROSE” _ policja. Wiedy na pewno wy&piewalabys prawde. | ‘Pewon do oo Nie panujac nad ruchami, podciagal man-| poLSKIEJ SKLADNICY OPALU kiety, grzechoezac nimi raz po raz. hada patente agen pene ~~ No, to ustalmy, kto ma mnie zbadaé. Ty,| polskiego ‘ hy f yay ezy policja, bo widze, ze jeszeze nie namySlile’| Telefon foybades : | sig co do tego, | RE- 2200 (dwa, Zaniemgwil na chwile, uderzony je] dziw-| yan | es nym spokojem. —. . a 406 i —~ Wandeczko! — przeméwit miekszym juZ| Gilbert tonem. — Odpowiedz mi na to pytanie. | Avenue —- Méj drogi, —- zaczela, przysiadajae na| rogu tanezanu. — Przede wszystkim nie rozu-| miem. dlaczego uprzedzasz sie 2 géry, ze bede| cie oklamywala, gdy wlasnie ja mam cheé zaha-| wié sie w méwienie szczere] prawdy, Tylko daj} mi dojs¢ do slowa, nie przerywaj i nie straga| policiantemi, kiérzy, biedacy, tam mokna no pee dworze. Nie tylko sie ich nie boje. ale mam dla § nich serdeczne wspétezucie. Zaczniimy wiec od | poczatku: Ciekawi cie, iak sie nazvwam z domu? | nij sobie, co