Y \ : Sy sige w kazdej chwili zabraé pi int Hach veh nas. » tyiko 4 weekend. aj pobre. | Zastanowie sig nad tym pan tymezasem tescia i przygotuj z0 ptxanie ze mna, by nic bylo zadnych klo- » jego strony. Zadawonig do pana w odnia | umdwimy sie, jak dwaj starzy “ktarymi przeciez jestesmy od_ tych eawskich czasow. Przez telefon nie Be oervwisele Kattelburgera wspominal.. : : Pamictal pan tylko, Panic Komar. eskolwiek wsypa czy nawalanka z waszej a policja bedzie wiedziala co pan w » robit | ciupasem odda pana w rece tych, do dawna na to ezekaja. Zebys pan nie se bluffule dodam, ze mam dowody j w, wystarezajace na to, bys pan zgnil inate lub zawisnal na szubienicy. pmar otrzasnal si¢ jak pies oblany woda, ‘| vamiaru. poddawac w watpliwose slow Sam najlepie}] wiedzial, co miat na su- trybunie tvmezasem zerwala sie burza, » howiem McCormick, korzystajac 2 L pod pwego zamieszania strzelil gola dla bia- anvch. Wilosi, pomagajac sobie vokami erarme kudly 1 placzac, niemal kleli se- rvezell outside” i gotowl byli udowad- maja racie, Polacy wiwatowall, sciskali Bojemnie | gotowali szyki, by w razie eze- pwadniac Wiochom, ze racji nie maja i st wazny. Inne narodowoésci, zaleznie od amentu. narodowych sympatii lub ani- gawleczony ch z Europy na kanadyjskie i czy tez pozyeji zajmowanych w_ Li- ez ich whasne ,,narodowe” druzyny — fel sie w ztosci z Wtochami albo w ra- » Polakami. Gdy wreszcie wrzawa przy- '{ poza sporadycaznymi rekoczynami nie ¢do zadne] wi¢ksze} awantury a ludzie powoli opuszezaé trybuny, by przecisna¢ vy}scia, pozostato jeszeze tylko trzy mi- go konica meczu i zwyciestwo biato-czer- * idawalo sie nie ulegaé juz watpliwosei mar stwierdzil, ze sasiad ulotnit sie bez \ Cholera! — zaklal. — Naprzod stracha zi, potem nadzieja napoit i ostatecznie ostawiajgc mnie na lodzie. Moze jakis y tajniak? —- przerazii sie i rozejrzawszy ejrzlivie dokola, zaczal przepychaé sie , by uniknaé spotkania ze znajomkami, nie mial w tej] chwili zamiaru rozma- tymbardziej] is¢ na tradycyjna, po meczu, wodke. Cheial byé sam, by spo- rzetrawic. wszystko co ustyszat. ek Zabawa, wmieszany w ttum, ob- Kemara zdaleka i uSmiechal sie do sie- ial A ana kU temu, Po plerwsze, mimo | sie jednak namowie i wychylila jesz- 7 den toast lomiona z poczatku nowym, imponuja- oloczeniem, wytezala uwage na wszyst- ¢ dzialo dokola, Chwvtala kazde powie- olowala kazdy uSmiech znaczgcy, wkrot- k zorientowala sie, ze otaczajace ja to- Bo nie wiele rézni sie w zachowaniu od ch bywalcow baru ,,Feliks‘’ i zaeczela 20 Janku: | » Niemadry chiopak! — rozwazala. gladam na taka, ktoraby z tym Loto- Co on sobie wlasciwie mysli?... Inna , ze wszelkie pozory mogly nasunac mu nia, ale przeciez nie do tego stopnia |} chwili dobrze juz podchmielony Ja- éry dotychezas asystowal wieri.ie pani @ewignal sie clezko i ciagnac za soba obrus, Modowala spadanie kicliszkow i talerzy- tne Haliny, i poz...woli, ze ja pop...rosze do tanga ai, placzae wyrazy, Daj pan spokoj, —- wtracil sie Konar — sie pan W tym langu. Pani Wando! Niech Poe Ie slica nie ‘prieial sie przestrogami Is sterezal nad nia nicustepliwie. Bo a juz kiedys miatem prayjemnose tan- ; f pana... j jakos sie nie wywalilem wier teraz? | aan tanezyl ze mna? Gdzie? — spytala, Mu wometne oczy. — daje sie, ze w jakiejé knajpie... — wy- 1 Jaglica, ® pomytka m6j panie. Jestem dopiero dni w Warszawie i na pewno nie mia yiemnosel tanezenia z panem, a tym / W knajpie.. ‘Mowiac, uczula przebiegajace po plecach + Jaglica, birbant i czesty bywalec ..Fe- / mylil sie. Istotnie tanezvia z nim Uswiadomila to sobie i nawet doktad- pPomnizka, ze niedawno towarzyszyia StY Czas pray stoliku. Praywolala wiec Peystkie silv, by nie okaza¢ zmieszania, mknela jej mysl, ge moze sie zaczer- ta whasnie spowodowala, ze twarz W cn oblala sie wymowna purpura. Sta- a° opanowaé. éciagnela brwi. co zrobilo Eo ax gdyby ja oburzyt nietakt Jaglicy. ‘ py oeimial ten wyraz minister, ktory nie 2 nie] oka. ‘exuje panu, jestem zmeczona —— od- “dno. czujac jak krew odplywa jej 2 dziwne, — mruknal, cofajac sie mi sig, ze jud gdzie’ kiedys . -wiedza... ; TE ASSUIS EES (October) Lote — 1957” Jacek Brzezina “Seseerarmenanscinitepenewemtcnoommetectnetisnisnbenconewo Tanabe hiaiiji ohne hsaNidiemrenirtcancerenianiibasite tlumie, co bylo juz samo w sobie niebvle ja- kim wyezynem. A dale] — szantaz udat sie nad- spodziewanie dobrze, sparalizowal Komara j zz- pewnil 2 jego strony wspdlprace. W tej chwill i w tveh warunkach trudno bylo wymagac cze- e085 wWiecel, Prost z boiska Komar pojechal do znajo- mego bootlegeras Wo malym, brudnym i du- sznym pokoiku kolo kuchni byt o tej} porze jeszcze pusto. Spragnieni klienci zjawiali sie fam dopiero pod wieczdr. Teraz tylko jakas pie- gowata dziewczyna, przy butelce piwa cierpli- wie czekala, by sie kto$S nia zainteresowal. Nic miata chwilowo szcezescia, Komar bowiem nie zwrocit nawet uwagi na zachecajacy usmiech zie umalowanych warg i siadt w kacie przy sto- liku, by wodce zwierzyé sie ze swoich klopo- tow 1 szukac w niej rade. ~~ Cholera! -~ przypijal do stojacej] przed nim butelki. — Wszystkiemu winien ten po- grzeb, Trzeba bylo zawrdcié i ogladaé mecz na telewizji. PowinieneS wiedzie¢ durniu jeden, —~ przeprowadzal tak modna samokrytyke —~ ze gdy ci pogrzeb droge przejedzie, to zly znak. Cholera! — Wypil, nalal i przyjrzat sie pod swiatlo pelnemu kieliszkowl. — Zreszta, diabli Moze i dobrze sie stalo? Gdybym nie byt na meczu mewladomo jak ji kiedy ten Ma- rek by sie ze mna skomuntkowal... Marek? Poszed] Marek na jarmarek, kupil sobie ges... —- zanucil pod nosem i rozesmial sie na cale gardio, — Jaki on tam Marek. Cholera nie Marek. Kogo mi przypomina? Wadrygnat sie na sama mysl wspominania owych minionych juz czasdw i wypil. — Ztagru wyszlo calo tylko kilku SS-manow — wyliczal z namaszezeniem, — j ci z wieznidw, ktorzy podobnie jak on ratowali zycie i zdrowie kosztem innych. Cholera! Tym razem nie fatygowal sie juz nalewa- niem wodki do kieliszka, leez przylozyl butelke do ust, pociagnal z nie] gleboki haust. — Brrrrr.... — otrzasnal sie. Marek? Cholera! Skad wie? Moze naslany tajniak? Bo jezeli, jak twierdzi, byt w Eben- see i zyje, to albo musial byé takim jak on, Komar, ..kapo” albo... — Zakrztusit sie wodka. — Cholerat Ze tez nie moze sobie faceta przypomniec. Tyle lat: Zreszta... To niewazne! Co bylo i nie jest naplewat! — splunal pod stél i usmiechnal sie do trzymanej] w reku bu- telki. — Wazne jest.to, ze facet mowi, ze ma rr Ganpstevadaioeeceeet sthesneeeeiveterhounnescoanonveeinestyonsaaeeemiaaeabalan seco cermerran meena | Pigulki te zazywato tysiqcee ludai | | Wkrétce uspokoil sie, widzac, ze oboje ro-| padezas - ‘ubleghych. 36 lat w Ka- Stani ach Zjednoczo- BEZPLATNIE DLA CZYTE ‘LNI- KOW TEGO TYGODNI an “% radosciqg- wySlemy do Was | - pelnej wielkogei paczke bezpo- | > | srednio do Waszego. domu, Za-|~ ayiele 7 MIE, Gdybyseie nie hyli catko- | 24 PIGULKI BEZPLAT- | . zadowolenl.. z uzveiu ni asayeh wicie - po poprawy | - piguick, ate PRZYSYLAJCIE NAM . AD: | NYCH PIENIEDZY. | — ROSSE- PRODUCTS CO. ‘Dept, 014 . Box 772, Chieaga 90, Wines. | Wyasylamy 7 z Kanadyisklego. Blura #% Clem Oplacanyin. ORO HH RnR RRO ERES ODER: EOEODNOR EET Sa ns AG RIOR DARREL ERG SRN ORINORNORNE sane: ‘cos winno bylo wywrzee swoj wplyw na dalsze z| os nimi stosunki } W aucie Lotoé zasypal. Haline pytaniami. | Nagabyw fal ja o to, co mowil minister? Nie czu- jac ochoty do awierzen, odpowiadata urywkami | zdan. ; ee Zastanawiajac.sie giehiej nad sytuacja, par-| skn¢la smiechem, co sie i spytal raz jeszcze: | — Powijedz kochanie, co mowil minister? — O62 wvobraz sobie, %e Konar raprosit nas do siebie na herbatke! -~ oznaimila ze émie- chem. — No i jak ei sie to podoba?... — Ano coz, trzeba bedzie sie wybrac.. | ~~ No dobrze wybraé, ale czy nie uwazasz, ae sprawy moga zajs¢ za daleko? | — Jak to rozumiesz? | -~ Sam pomysl, CO bedzie, Jak minister zechce nas rewizytowac? Styszac to, dake gi | je- do zeli pani zechee, bede o nim nadal pamigtal... A wiee, czy 2g: adza sie pani, kochana Wandeezko? - He. Alez, panie ministrze, niech pan nie ca- ules Ww $78 48. Ap. juz. sig. Judzie na, nas. s-ogladajat ~ moie Ww pase styszae Lotoé zaniepokoit| ff rraiieeakie” Hi Crissxcross Wile ~ (opatentowane wore 1945) Sspecjalnie skrojone aby daé dpowiednie — podtrzymanie, wygodna gumka W pasic, pa- towany, Ataris sie na |